poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Angielska północ zdobyta :)

Po mojej mobilnej relacji czas na podsumowanie całości.

Great Manchester Maraton 2013 można uznać za fenomenalny. Liczba kibiców, mój nowy rekord życiowy, wspaniała trasa oraz wiele innych czynników charakteryzują ten bieg w ścisłej czołówce moich startów.

Jako że był to jubileuszowy start bo piąty w Maratonie muszę przyznać że biegło mi się bardzo płynnie bez żadnych praktycznie dolegliwości. Końcówka jak zwykle ciężka i wymagająca ale gdy krzyczałem imiona osób które trzymały za mnie kciuki i wierzyły we mnie całym sercem, energia wręcz mnie rozrywała.

Więc od początku start był wyznaczony około 10 minut od legendarnego stadionu Old Trafford Czerwonych Diabłów gdzie zawodnicy w zależności od grupy startowej udali się na piętnaście minut przed startem. Cała wioska w której znajdowały się tradycyjnie namioty z informacją, masażem, pierwszą pomocą i całym zapleczem technicznym działała bez zarzutów. Wszyscy byli uśmiechnięci i bardzo pomocni. Zanim usłyszeliśmy wystrzał z pistoletu, odczekaliśmy w ciszy 26 sekund by chwilę później bez przerwy następne 26 sekund oklaskami uczcić ofiary zamachu podczas maratonu w Bostonie. Obok nr startowego miałem przypiętą wstążkę w kolorach Bostonu zrobioną przez żonę kolegi za co bardzo dziękuję. Padły bardzo ważne słowa od dyrektora zawodów, że nikt i nigdy nie zatrzyma maratonu i my biegacze zawsze będziemy biec do przodu wspierając się nawzajem. Chwilę potem legendarny brytyjski zawodnik oddał salwę z pistoletu i wystartowaliśmy.


Tempo które miałem założone od początku realizowałem. Nie potrzebnie szarpałem pomiędzy 5 a 10 km ale nie mogłem nic na to poradzić było kilka zbiegów. Później wyregulowałem czas i spokojnie biegłem do połówki. Po przekroczeniu połowy dystansu przyspieszyłem delikatnie zwiększając tempo. Sił starczyło prawie do samego końca. Niestety ostatnie 5 km wymusiło na mnie spowolnienie i w rezultacie nie udało mi się zejść poniżej 3 godzin a było naprawdę nie tak daleko. Poniżej załączam oficjalną tabelkę czasową.



Sam bieg był w miarę prosty kilka podbiegów i raczej płaski charakter zdecydowanie pomagał w uzyskiwaniu świetnych rezultatów. Ludzie na trasie strasznie pomagali wielu z nich pojawiało się w kilku miejscach. Świetne były zespoły muzyczne a w szczególności chór chłopięcy który niósł gospelowym głosem wszystkich zawodników. Całość odbywała się w południowej części Manchesteru. Chwilę przed końcem wybiegliśmy nawet poza obszary zabudowane. By zakończyć bieg przed głównym wejściem na stadion Manchesteru United :)




Nowością jak dla mnie były plastikowe torebki z wodą które się nie rozlewały a tylko przepuszczały wodę przez mały otwór po mocniejszym ściśnięciu. Żele były identyczne jak podczas maratonu Loch Ness. Końcowy medal i torba pamiątkowa zawierała: koszulkę, czekoladowe batoniki, banany, wodę oraz masę pomniejszych gadżetów od sponsorów. Bez szału ale nie było źle.

Sam za to Manchester to niestety duże angielskie miasto najsłynniejsze z powodu futbolu i myślę że nic tego nie jest w stanie zmienić przez następne dekady. Zawodników wystartowało 7 tysięcy a ukończyło bieg około 5 tysięcy. Niestety widać było dużo karetek które odwoziły tych którzy podjęli walkę a sam maraton ich poprostu przerósł.


Za tydzień 3 maja start w Bydgoszczy na 10 km. Mam nadzieję że dam radę. Dziś za to jeszcze w hotelu zapisałem się w bardzo szybkim tempie na losowanie do przyszłorocznego Virgin London Maraton 2014. Wyniki losowania w październiku i było by cudownie mieć okazję pobiec w wielkiej piątce maratonów na świecie chociaż raz.

Nogi na ten moment się regenerują, lekki ból łydek i ud ale to całkiem normalne po takim wysiłku. Kolejny ciekawy maraton kolejne wyzwanie i kolejny sukces. Dużo zwiedzania, liga angielska na żywo plus piąty jubileuszowy maraton. Oby tak dalej. Dzięki wszystkim za trzymane kciuki jesteście wielcy.




piątek, 26 kwietnia 2013

Tyłem do przodu, jeden krok więcej.

Jestem już na miejscu. Manchester nie różni się tak bardzo od Bristolu, jest większy ale czy piękniejszy ocenię to w niedzielę.

Kilka faktów po wyjściu ze stacji Piccadilly wskoczylismy do taksówki i jest drogo. Po przybyciu meldunek w hotelu. Na początek błąd w pokojach naprawiony błyskawicznie. Przebranie w ciuchy do biegania i 3 km w tempie 9 minut w Deble Park. Powrót, szybki prysznic i do pubu na posiłek. Band Stand okazał się tragiczny jedzenie i serwis okropne.
Zmuszeni okolicznosciami ruszyliśmy do Maca. Sałatka i sok poprawia humor. Szybka akcja w środku ktoś okrada kogoś, pościg ucieczka policja i już wieczór jest ciekawszy. Po chwilowych emocjach uderzamy do siłowni zobaczyć czy mają saune i basen. Mają ale nieczynne :) Pakerami nie chcemy być. Wracamy do hotelu konsultacja z obsługa jak dostać sie do miasta i gdzie można znaleźć obiekty pożądania każdego kibica futbolu. Nie jest tak daleko. Teraz czas na lenistwo i niestety będzie trzeba szybko iść dziś spać. Lepiej przyzwyczaić organizm przed niedzielą do wczesnego poranka.

Dzień ciekawy z nutka emocji. Motywacja na poziomie, ciało w pełni gotowe. Raport z placu boju plus dwie fotki z naszego pokoju i super sałatki. Manchester jest nasz na te parę dni :) Jeden krok więcej za mną. Oby tak dalej. C.D.N.

Tyłem do przodu

Więc wszystko zaczyna sie na nowo. Great Manchester Maraton 2013.
Cały cykl przygotowan i nie tylko będzie miał swój egzamin do zdania w tą niedzielę. W głowie ciągle te same pytania.
Czy dam radę?
Czy wygram że swoimi słabościami?
Czy jestem lepszym człowiekiem niż byłem?
Odpowiedzi poznam już wkrótce. Teraz podczas 3 godzinnej podróży pociągiem mam czas by rozważać. Taktyka już ustalona pierwsze 16km w tempie 4 minut 10 sekund. Następne 16 w tempie 3 minut 50 sekund. Ostatnie 10km w tempie ok 4 minut 30 sekund. Mam nadzieję że nie zabraknie energii że ciało będzie współpracowac z głową i wytrwa końcówkę. Czas na rekord życiowy. Chcę i wierze. Inspiracji szukam wszędzie, motywacja jest na wysokim poziomie.
W tym momencie dojeżdzamy do Wolverhampton, słońce daje niesamowity żar poprzez szyby pociągu. Cały ten tłum na stacji podąża za cieniem. Pogoda jest bardzo dobra i oby jej kaprysy nie dały o sobie znać w ten weekend. W gazecie bardzo pozytywnie o Lewandowskim. Kto za ile kupi kto ile zapłaci. Zobaczymy czy mam taką samą motywację tylko dla przyjemności. Czas powrócić do spokojnej podróży i odpoczynku. Trzymajcie kciuki. C.D.N.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Abstynent

  Otwarcie sezonu za mną. plany pozmieniane maksymalnie. Miało być w Longleat było w Yeovil. Czas przeciętny ale problemy żołądkowe nie pozwoliły na więcej. Mimo wszystko przepraszam osoby które zamieszkiwały jedną z posesji to nie były koty:) Atmosfera wspaniała, temperatura poniżej zera, pierwszy raz pokonałem tak długi dystans w długich spodniach. Było okropnie ciężko. W rywalizacji Król Wzgórza mój czas 3:26 sekund to był cień samego mnie. Ponownie nie poddałem się walczyłem do końca aż przekroczyłem linię mety w biegu do toalety. Czy było warto jasne że było. 




  Teraz już równe dwa tygodnie do sprawdzianu siły umysłu i ciała. Numer otrzymany, broszurka informacyjna również. Zakupione nowe spodenki i koszulki. Zapowiada się fantastycznie zwłaszcza że to najstarszy maraton w Anglii. Dokładnie dziś mijają 3 miesiące i 14 dni bez alkoholu, czuję się rewelacyjnie pełen energii. Obawiam się troszkę by forma nie przyszła zbyt szybko. W ten weekend z Markiem zrobiliśmy ok 17 mil. Spokojne tempo, dużo pewnych ruchów bez zbędnego szarżowania. Teraz coraz lżej ale troszkę szybciej. Postaram się uderzyć w równe 3h mam nadzieję że starczy energii i nie będzie żadnych kontuzji. 



  W między czasie wpadły kolejne pomysły biegowe. Maraton Walii lub Bath Maraton trialowy. Za to 4 dni po maratonie dyszka w Bydgoszczy. Będzie z pewnością super ciężko ale w domu nie spróbować nie było by nic w tym fajnego. Zresztą tylu znajomych startuje zarówno ze szkoły, studiów i nawet z rodziny że trzeba się spróbować. W październiku wylot do Amsterdamu i maraton w centrum rozrywki i liberalizmu europejskiego. Zbieram na to wydarzenie okrągłą sumkę by wraz z rodzinką poszaleć w lokalnych kafejkach. na haju jeszcze nie biegłem:)