poniedziałek, 30 września 2013

Dwie połówki.

  Wszystko dzieje się tak szybko. Czas zapętla się i już coraz bliżej głównego celu w tym sezonie, maratonu w Amsterdamie. W ramach przygotowań wystartowałem w dwóch połówkach.

  Pierwsza odbyła się w Bristolu. Startowałem tutaj po raz pierwszy na tym dystansie i z niezłym czasem jak na mój początek drogi z bieganiem. Spróbowałem ze po tych kilku latach przerwy uderzę ponownie spróbuje swoich sił raz jeszcze. Najafajniesze jest to że człowiek zna trasę i może naprawdę taktycznie podejść do całego biegu.




  Bieg jest jednym z większych w UK. W tym roku zapisało się 12 tys. uczestników ukończyło ok 9tys. Jako jeden z wielu byłem w tak zwanej białej fali startujących. Udało mi się nawet wepchnąć dosłownie bardzo blisko startu co jest nie lada wyczynem przy takim zgromadzeniu miłośników biegania. Obok mnie co było przekomiczne stanął człowiek banan i człowiek goryl szczytnie prezentując swoje barwy dla organizacji charytatywnych. Więc ja również rozpocząłem swoją przygodę i w raz z Tomaszem zbieramy kaskę na pomoc osobom ze stawami i różnej maści kontuzji bioder itp. Na dole podam stronkę gdzie możecie wpłacać nie bójcie się to naprawdę nie gryzie a każda kwota się liczy:)




  Wracając do biegu gotowy do startu z zegarkiem wyzerowanym oczekiwałem wystrzału w 25 półmaratonie w Bristolu. Ruszyliśmy. Od razu wypatrzyłem Pacemakera na 1:25 minut i od razu podążałem jego śladami. To było świetne posunięcie nie za szybko pewnym krokiem w tempie 6:18 na mile parłem do przodu. Trasa jest w miarę płaska i ten dzień jakoś był udany od samego rana. Czułem moc w płucach. Na 10 km było zdecydowanie poniżej 40 minut. Tutaj niestety popełniłem błąd i przyspieszyłem. to kosztowało mnie cenne sekundy w końcówce. Zacząłem zwalniać na 20 km zdecydowanie. Walczyłem ale nie dałem rady. Był to zdecydowanie zbyt szybki finisz. Nie na moje możliwości. Ta ostatnie 1,5 km kosztowało mnie z 40 sekund co niestety zabrakło mi do pobicia życiówki. Jednak bardzo zadowolony minąłem metę. Przez cały bieg czułem się rewelacyjnie. Kolega Mark z którym biegłem oficjalnie złamał 2 godziny kończąc w 1:49 minutach co do sekundy. Duży progres z jego strony.




  Chwilę po przekroczeniu mety spotkałem rodaka Tomka w barwach Polski. Świetnie biegł od początku i był o minute szybszy ode mnie. Mój oficjalny czas to 1:24:31 co jest bardzo dobrym wynikiem. Miejsce 225 całkowicie pasuje do tego wyniku. Mogło być lepiej ale i tak jest bardzo dobrze. W torbie upominkowej znajdowała się koszulka i medal oraz kilka małych gadżetów. Muszę powiedzieć że za tą cenę i taki jubileusz spodziewałem się czegoś więcej ale cóż nie wszystko można mieć tak od razu.




  Teraz przejdę do drugiej połówki, która odbyła się wczoraj w Weston Super Mare. Słynnej z przypływów i odpływów oraz słynnego molo. Właśnie z niego odbywał się start i na nim kończyliśmy bieg. były to dwa kółka. Ciągnące się wzdłuż wybrzeża. Na całe szczęście moje obawy co do wiatru były bezpodstawne. Praktycznie nieodczuwalny pogoda powiem wręcz rozpieszczała. W ciągu dnia nawet wzrosła do 21 stopni.Na starcie stawiło się 350 śmiałków. Każdy chciał pokazać się jak z najlepszej strony. Dzień wcześniej odbywał się triatlon i kilku zawodników poszło po całości wykonując obydwa biegi. Szacunek za taka moc w płucach.




  Na początek wspólna rozgrzewka w rytm muzyki. Zawsze to wygląda śmiesznie jak tak a grupa skacze i się rozciąga. Zaraz po ustawiliśmy się na starcie. Praktycznie w pierwszym rzędzie. Ze mną drugą połówkę wypić chciał znowu Mark. Ruszyliśmy na ryk niesamowitego klaksonu. Na początku byłem gdzieś na miejscu 25 i nie czułem się jakoś super. Już na drugiej mili w pierwszej 6 i tak zostało do końca. Trasa była lekko pofałdowana. Delikatne pagórki w scenerii leśnej i pięknego wybrzeża dodawały sił. Powrót w stronę miasta i pierwsza dycha czas 38 minut.




  Uwierzyłem w siebie i naprawdę szedłem jak błyskawica. Troszkę na 15 km zwolniłem. Mówię do samego siebie zostawię coś sobie sił na końcówkę. 18 i 19 km rewelacyjny czas poniżej 4 minut. Niestety nie udało mi się utrzymać tempa do końca. W rytm krzyków i zgiełku kibiców oraz przechodniów przekroczyłem linie mety. Niestety nie była ona najdokładniej pomierzona. Oficjalnie czas 1:25:17 według zegarka GPS 1:24:30. Czyli czas zbliżony do pierwszej połówki w tym miesiącu. Szóste miejsce ogólnie, drugie w kategorii wiekowej. W same urodziny, bardzo aktywnie :)



  W przeciągu dwóch tygodni ponad 42 km na trasie. Po biegu uśmiechcnięci, mark poprawił swój rekord życiowy o 2 sekundy:) Udaliśmy się na rybkę i  frytki. Rozpakowaliśmy nasze upominki a w zestawie świetna koszulka, batonik czekoladowy i voucher na jedną atrakcje na Grand Pier. Wybrałem F1 i poszło nieźle:) Było bardzo lokalnie bardzo przyjemnie i forma w końcowym rozrachunku pozostała na samym szczycie. Teraz tylko kierunek Amsterdam i bicie życiówki. Chciałbym złamać 3 godziny ale co z tego wyjdzie zobaczymy:)

http://www.justgiving.com/Maciej-Korona oto moja oficjalna stronka gdzie czekam na wpłaty :)