piątek, 19 października 2012

Wehikuł czasu rok 2011 :)

  Różnorodność, ciekawość, wyzwania to charakteryzowało ten rok. Sam bylem ciekaw czy jestem w stanie zrobić coś więcej. Zaplanowałem, że przebiegnę dwa maratony i się udało.
  W międzyczasie moich przygotowań, było pare dyszek i półmaratonów. Na koniec sezonu noga lewa odmówiła mi posłuszeństwa i nastąpiła długa przerwa zimowa. Znaczny nabór kilogramów i powrót do życia towarzyskiego.

  Zaczynamy więc. Pierwszym biegiem okazał się 4,5 mili pośród pól i łąk zaraz po świętach Wielkiejnocy. Niedaleko Bristolu znajduje się mała miejscowość Chipping Sodbury i tam zaproszony przez kolegę, postanowiliśmy spróbować biegania z naturą. Zapach pól i zwierząt hodowlanych przepełniał to słoneczne kwietniowe popołudnie. Zająłem 7 miejsce, czasu nawet nie pamiętam, ale wrażenia pozostają pozytywne.



Wyniki Horton Bull Run 2011
Po biegu z pamiątkowym medalem
  Po sprawdzeniu siebie w pierwszym starcie ruszyły przygotowania do ponownego biegu na 10 km w Bristolu. Jak zwykle perfekcyjna organizacja i pogoda. Miejsce poprawione wraz z uzyskanym czasem. Udało mi się zejść poniżej 40 minut, nieznacznie jednak czułem moc. 39minut i 29 sekund dało mi miejsce 267 na 10000 tysięcy startujących. Postęp stuprocentowy, świetne samopoczucie i zaskoczenie. Było warto.

Ja i Dawid po biegu 15.05.2011



  Następnie wydarzyło się coś magicznego. Człowiek żyje sobie po Bożemu i otrzymuję wiadomość na emaila. Organizatorzy w Londynie biegu na 10 km serdecznie mnie zapraszają na BUPA London. Wow. Sam nie mogłem uwierzyć. Nie pozostało nic innego jak się szybko przygotować. Bieg rewelacyjny poza wszelkimi normami. Zakwalifikowany tuż za elitą biegaczy w której czołówce startowali miedzy innymi Mo Farah obecny mistrz olimpijski na 10km o raz Paula Radcliffe mistrzyni świata oraz rekordzistka świata w maratonie. Trasa była po części trasą olimpijską z ostatniej olimpiady. Na każdym km przygrywała kapela zagrzewająca do walki. Ludzi co nie miara myślę że oglądało i dopingowało więcej niż 100 tysięcy kibiców. Niestety okazał się to nie mój dzień plus na dokładkę stawiła się absolutna czołówka z UK. Czas 40 minut i 8 sekund nie był wiele gorszy od Bristolu zwłaszcza że działo się to tego samego miesiąca, ale czułem zawód że było stać mnie na więcej. No cóż mam nadzieję że w przyszłości znowu uderzę w Londyn i chociażby będzie to słynny maraton.

Zdjęcie z BUPA London 10 km, 30.05.2011

  W tym momencie ruszyła wakacyjna przerwa. Zebrałem się ponownie i znowuż na kolejną dyszkę dopiero we wrześniu. Odbywała się ona w Swansea. Niestety nie miałem okazji poznać za bardzo miasta. Bieg odbywał się nad brzegiem zatoki. Był to chyba najbardziej płaski bieg w jakim uczestniczyłem co niestety nie przełożyło się na sukces czasowy. Nie było źle ale mogło być znacznie lepiej. Piękny finisz. Ciekawy zestaw upominkowy. 

25.09.2011 Swansea i Ja. Czas 39.45 

  To było naprawdę udane 9 miesięcy. Niezliczone km wybiegane zarówno na bieżni jak i w  terenie. Poczucie że bieganie to coś więcej. Zakończenie roku to była jednak bomba. 
  Eksplodowałem całą pozytywną energią i udowodniłem sobie coś znacznie więcej, ale to dopiero wkrótce. Cdn.


czwartek, 18 października 2012

Wehikuł czasu rok 2010 :)

Okej. Cofniemy się trochę w czasie i podsumujemy wszystkie starty te oficjalne oczywiście.

Zacznijmy od daty kiedy to się wszystko zaczęło.

Rok 2010

  Mój calkiem pierwszy start. Bristol 10 km, nawierzchnia asfaltowa, wspaniałe miasto w południowo zachodniej Anglii gdzie obecnie rezyduję. Czas marzenie, ponieważ nigdy wcześniej nie biegłem na drodze, wszystko co trenowałem i biegałem odbywało się na siłowni na bieżni. Zaskoczony calkowicie swoją postawą. Czas 42 min 48 sekund, miejsce coś poza 500-tką na okolo 10000 tysięcy biegnących.

Bristol 10 km 09.05.2010

  W tym momencie poczułem niesamowitą moc i juz za niecałe pół roku postanowiłem podnieść poprzeczkę i uderzyć mocniej. Pierwszy półmaraton. Również Bristol, pogoda była kompletnie niesprzyjająca. Mocny deszcz przez pierwsze 10 km, a później wychodziły coraz bardziej braki w przygotowaniu i nieodpowiednia dieta. W tym biegu zaopatrzyłem się w moje pierwsze profesjonalne obuwie marki Asics. Kieszeń po tym zakupie bardzo bolała. 
  Sam wyścig przy końcówce dał mi w kość, chociaż złamałem kolejną barierę. Czas rewelacyjny 1 godzina i 31 minut, które na samym finiszu zaskoczyły mnie bardzo. Radości nie bylo końca. W obu biegach wspierał mnie kolega Wayne, który wraz ze mną pokonał te dwa dystanse. Kibiców co nie miara. W biegu startowało około 15 tysięcy biegaczy i był to naprawdę spory tłum. Nawierzchnia również asfaltowa i perfekcyjna organizacja. Na koniec nauczka nigdy nie pij niesprawdzonych napojów sportowych. 

Bristol Półmaraton 05.09.2010

  W następnym poście skoczymy do roku 2011. Było tam wszystkiego znacznie więcej.

  Co do teraźniejszości, chodzę w specjalnej opasce, kolano zdecydowanie się kuruje. Zostały 2 miesiące do następnego maratonu. Po wizycie w Swindon kusi mnie wizja Jarka i biegi w terenie z serii Endurance Life CTS. Buty już mam. Brakuje mi tylko porządnego biegowego plecaka i pierwszej apteczki, ale będzie to musialo poczekać troszkę. Podaje link do stronki dla zainteresowanych. Widoki zapierają dech w piersi a wyzwanie jest bardziej z kategorii biegnij i podziwiaj http://www.endurancelife.com/.
  Do zobaczenia na trasie. 


niedziela, 14 października 2012

Pokonać ból...

Jakby nie patrzeć, połówka w Swindon okazała się fantastyczna. Mimo strasznego czasu i miejsca w klasyfikacji, udało mi się przezwyciężyć ból.

Zaczynając od początku. Po niesamowicie długim wyspaniu i porannej misce owsianki otworzyliśmy drzwi wejściowe od domu Jarka i uderzyła w nas niewyobrażalna ściana zimna. Co nas zszokowało w nocy mieliśmy chyba pierwszy angielski oficjalny przymrozek. Poranny szron i wiatr dał po kościach. Zapakowaliśmy nasze tyłki do samochodu i ruszyliśmy do miejsca docelowego.

Gdy przybyliśmy na miejsce parking był na wpół pusty. W szybkim tempie by ominąć zimno ruszyliśmy po odbiór numerów i chipów. Tym razem był to chip przywiązywany do sznurowadeł. Numer nie różnił się niczym specjalnym. Rozpoczęliśmy smarowanie kończyn oraz lekką rozgrzewkę pozostając w słońcu, które zapewniało nam przyjemne ciepło. Z każdą minutą robiło się coraz cieplej a niebo było coraz czystsze. Na 15 minut do startu zdaliśmy nasze bagaże do podstawionych ciężarówek. Wyruszyliśmy w kierunku startu. 
Pełny dobrego nastawienia i pozytywnego myślenia ustawiłem się w swoim przedziale czasowym czyli 1 h 30 minut. Jarek postanowił że będzie walczył o 2 godziny. Nie czując żadnego bólu czekałem na sygnał startowy.

Punkt bagażowy

Zaczęło się. Wystartowaliśmy. Trasa przez pierwsze 2 mile lekko ciągnęła się w dół i była w terenie zabudowanym. W momencie dobiegnięcia do 2 mili zacząłem odczuwać ból. Kolano z prawej strony oraz lekko łydka. Z każdą chwilą sztywniały uniemożliwiając mi zginanie nogi. Postanowiłem że powalczę i się nie poddam. W tym momencie przeżyłem szok. Trasa ominęła całkowicie miasto i ruszyliśmy przepięknymi pagórkami pośród pól. Oddalaliśmy się od Swindon podziwiając je z górek wokół pól. Jak najbardziej było to miłe zaskoczenie. Wbiegając do każdej wioski otrzymywaliśmy niesamowity doping mieszkańców i zgromadzonych licznie kibiców biegania. Trasa zaczynała fałdować raz w górę raz w dół powodując u niektórych mimowolny chód. Ból się nasilał a na 10 km myślałem tylko i wyłącznie o zatrzymaniu się i odpoczynku. Dalej walczę z samym sobą obok mnie zaczynają przebiegać pacemakerzy najpierw 1 h 40 minut później następni. Co chwila mija mnie kolejny zwariowany przebieraniec poczynając od Stormtroopera z Gwiezdnych Wojen kończąc na Scooby Doo. Nie rezygnuję walczę. Noga chrupie a przede mną pojawia się już 15 km . Na każdej stacji z napojami chwytam i polewam zesztywniałą nogę pomaga. Końcowka to istne szaleństwo. Próbuję przyspieszać i gdy wchodzimy już na ostatnią prostą wymija mnie Jarek, kibice krzyczą coraz głośniej. Głowa zaczyna wariować, ukazuje mi się czas nad METĄ i widzę że nie jest najgorzej. Podnoszę ręce w górę i przekraczam ją. Czas 2h 0min 22sec, miejsce 847. Kolejne 21,5 km zaliczone. Noga boli jak cholera, ale było warto udowodnić sobie, że można pokonać każdą słabość.


Jarek po lewej z świeżo poznanym półmaratonczykiem


Jarek całkowicie zaskoczony swoim czasem i w pełni szczęśliwy. Pogoda fantastyczna idealna do biegania ok 12 stopni i całkowicie bezwietrznie i bezchmurnie. Spotkaliśmy kolejnego biegacza z Polski wymieniamy się doświadczeniami i opisujemy swoje biegi. Przebieram się w pamiątkową koszulkę, Jarek robi mi zdjęcie i zbieramy się z powrotem.


Sam Ja po biegu

Powiadam wszystkim nie biegającym to była jedna z najlepiej zorganizowanych połówek. Fantastyczni kibice tak jak mówi Jarek dojrzalsi do tego typu sportowych wydarzeń. Teraz nie pozostaje nic więcej jak się kurować i rozpoczynam przygotowania do podróży życia. Maraton w Singapurze:)

sobota, 13 października 2012

Połówka w Swindon:)

  Na szczęście omija nas piątek 13-ego. W tą sobotę wyruszam powoli z brakiem wiary do Swindon. Jutro o godzinie 11 rano zmierzę się z kilkoma tysiącami biegaczy podczas półmaratonu. Niestety regeneracja i odbudowa po maratonie nie przebiega pomyślnie. Dokucza mi obecnie ból w prawym kolanie tylko i wyłącznie gdy biegnę i zaczyna się po około 1 km. Odpoczywałem solidnie, pracowałem na siłowni i dałem odpocząć moim nogom. Jutro zobaczymy czy na coś się to zdało. 

  Ostatni bieg w moich starych najlepszych jak do tej pory Asics-ach. Będę walczył od początku do końca. Nowe buty upatrzone teraz tylko wypłata i zamawiamy online. Wybrałem model z mocną stabilizacją Asics GT 2170, chociaż recenzję są przeciętne to cena i parametry całkowicie mi odpowiadają. Buty te z pewnością będą mi towarzyszyć w maratonie w Singapurze 2-giego grudnia. Przejdą swój chrzest bojowy oraz nadam im imię a później z Karolem rozbijemy niejedną butelkę niekoniecznie szampana:)


Asics GT 2170


  Wracając do Swindon trasa wydaje się niezbyt wymagająca, wątpię abym nawet się zbliżył do swojego rekordu życiowego. Stawiam bardziej na zabawę i trening pośród tłumów. Jeśli noga pozwoli postaram się ukończyć jak najszybciej:)


Trasa Biegu

Profil Trasy


  Wracając do biegu wyruszam dziś pociągiem ok 17, w Swindon odbiera mnie znajomy biegacz  
i maratończyk, fan biegów trailowych Jarek. Wielkie dzięki za udostępnienie kąta do nocowania.
Jutro razem startujemy i myślę że będzie to bardzo udany, słoneczny, pełny walki dzień.
  Jak zwykle postaram się dorzucić zdjęcia i zdać kompletną relację. Trzymajcie kciuki.