sobota, 27 lipca 2013

Najdłuższa górka w moim zyciu:)

   Hej. Po raz kolejny rozpocząłem sezon biegowy. tym razem moje kroki uderzyły w znany mi teren okolic Frome. Odbywała się tam druga edycja Półmaratonu, 10 km i 5 km biegu. W zeszłym roku startowałem w dyszce i ku mojej radości zająłem 3 miejsce. W tym roku postanowiłem pójść krok wyżej i uderzyć w półmaraton. 


   Wiedziałem że pogoda tutaj w UK nie zwalnia i spodziewałem się upału. ku mojemu zaskoczeniu w godzinach porannych było pochmurnie i temperatura nie przekraczała 16 stopni Celsjusza. nawet gdy już dotarliśmy na miejsce temperatura nie wzrastała ale tylko do czasu.

   Bieg odbywał się z tego samego miejsca obok stadionu piłkarskiego. Tam też ja i Mark bo on towarzyszył mi w mojej wyprawie odebraliśmy numery startowe wraz z chipem do pomiaru czasu i dystansu. Niestety jest to chyba najbardziej znienawidzony przeze mnie miernik bo przykleja się go wokół kostki na tzw. rzepę.


   Niestety również mój zegarek z GPS odmówił mi posłuszeństwa i musiałem się na trasie posiłkować znacznikami ustawionymi przez organizatorów. 

   Ruszyliśmy około 10 minut przed czasem na linię startu. Ustawiliśmy się z przodu i czekaliśmy na wystrzał pistoletu mistrzyni paraolimpiady reprezentującej barwy gospodarzy drużyny GB. Start biegu rozpoczął się dokładnie o godzinie 10. nie było opóźnień więc ruszyliśmy zgodnie z planem. 


   Pierwsze 10 km pokrywało się identycznie z zeszłoroczną trasą biegu na 10 km. Było więc w miarę płasko i w gęstej zabudowie domków. Tempo było właściwe i dawało nadzieję na 40 minut w połowie dystansu. Cel założony i osiągnięty. Niestety zaraz potem zaczęła się górka po górce. Ok 12 km była pierwsza która dała się ostro we znaki. Poziom mojego przygotowania nie był najlepszy a takie podjazdy definiują cały okres przygotowawczy. Wybiegliśmy w okolicę otaczające Frome i wbiegliśmy do malowniczej wioski w Nunney. Ludzi na trasie wydawało się mniej  niż rok wcześniej ale to i tak był tłum w porównaniu z biegami w Polsce.

   Tak jak wspominałem to nie był koniec. Każda górka była coraz wyższa a zapachy krówek z okolicznych łąk weryfikowały pojemność moich płuc. Gdy pozostało już tylko 5 km do końca pomyślałem jest dobrze uda się osiągnąć założony cel poniżej 1 h 30 min. Niestety temperatura rosła i ok 20 km ten szczyt który stanął mi przed oczyma załamał morale niejednego biegacza. Wdrapywaliśmy się pod górę ok 1,5 km a ona wydawała się nie mając końca. W końcu udało się wiedzieliśmy że z czasu już nici. Trzeba było dotrwać do końca. Nie poddawać się. Końcówka oczywiście tez nie była płaska bo linia mety znajdowała się na kolejnym wzniesieniu więc nici z jakiegokolwiek sprintu. Zmęczony kompletnie zmoczony przesiąknięty potem rozpocząłem kolejny sezon. Ten mam nadzieję będzie jeszcze bardziej obfity w nowe rekordy i nowe wyzwania. Frome zaliczone drugi raz już nie dam się tam namówić na połówkę :)


   Kolejne maratony przede mną już 20 października Amsterdam i w nowym roku 23 marca Rzym Wieczne Miasto. Obie rejestracje są potwierdzone i na sto procent będę na nie gotowy. W międzyczasie zdecydowałem się na 15 wrzesień i połówka w Bristolu. Będzie to 25 edycja a więc bieg z tradycją i historią. Był to mój pierwszy półmaraton w życiu więc czas wykręcić niezły czas i zdobyć jubileuszowy medal.



Teraz czas na sierpniowy relaks i powolne mozolne bieganie. Czas pokonać siebie po raz kolejny :)