wtorek, 5 marca 2013

Być kibicem

  Witam wszystkich którzy od czasu do czasu czytają mojego bloga. Dziś bieganie z innej perspektywy. Niestety z powodu napiętego grafiku biegania oraz niestety limitowanego budżetu wybrałem się dopingować mojego przyjaciela na trasie półmaratonu w Bath w Anglii.


  Bath to przepiękna angielska miejscowość, bogata w zabytki czasów rzymskich. Znajdująca się w sąsiedztwie z Bristolem. Zachwyca swoją ciekawą architekturą i prawie całkowicie zachowanym klimatem małych miast typowych dla tego regionu.
  Odbywał się tam bieg na który chciałem bardzo się wybrać osobiście i w nim uczestniczyć ale niestety finanse często ograniczają nasze ruchy i zawężają pole działania. Musiałem zamienić się rolami i całymi siłami dopingować Karola w jego półmaratonie.

  Bieg ten jest znany na wyspach od bardzo dawna, posiada renomę płaskiego i bardzo szybkiego ułatwiając bicie swoich najlepszych czasów. Największym urokiem jest to że toczy się na ulicach miastach w jego samym centrum czego powodem jest nieustanny doping wielu tysięcy kibiców. Często przypadkowych często zorganizowanych ale nigdy obojętnych na podjęty wysiłek i walkę kilkunastu tysięcy uczestników.
Tym razem nie mogło być inaczej, ogromna i silna grupa 15 tysięcy biegnących zawodników i zawodniczek zalała ulice i niesiona w rytm muzyki i krzyków rozpędzała się niczym lokomotywa. Niedziela ta niestety była bardzo zimna a chłód absolutnie dawał się we znaki wszystkim. Wioska dla biegaczy została zlokalizowana niedaleko miejskiego ośrodka sportowego oraz stadionu rugby. Nie zabrakło stanowisk gdzie można było przechować swój bagaż, punktu informacyjnego, punktu medycznego oraz masażu już po ukończonym starcie. Fajnie zostało zorganizowane wyjście dla kibiców i dla zawodników. Perfekcyjnie uporządkowane i odgrodzone. Tak samo trasa była wolna od ruchu samochodowego a punkty z wodą lub izotonikami znajdowały się co 3km na przemian. Trasa nie okazała się do końca całkowicie płaska ale tez nie posiadała ogromnych wzniesień. Karol był mega zadowolony. Pewnie pokonywał kolejne km. Niestety na starcie nie udało nam się go wypatrzyć w tym barwnym i kolorowym tłumie. Dopiero na milę przed metą dostrzeżony przez Jacka został uchwycony moim aparatem i okrzykami naszej trzyosobowej grupy silnych polskich gardeł poniesiony do przodu z zawrotna prędkością. Muszę przyznać że przyszło mu to na pełnym luzie. Zszedł poniżej zakładanego czasu 1 h 40 min i pewnie przekroczył linię mety.


  Chwilę potem odnaleźliśmy się w wiosce i przejrzeliśmy torbę z upominkami. Nie była niestety najwyższych lotów. Tak samo koszulka i medal wzbudziły moje prywatne rozczarowanie. Za tą kasę oczekiwałem czegoś więcej od organizatorów. Mijały nas już tylko setki uśmiechniętych i zmęczonych zawodników. W wielu momentach tworzyły się bardzo emocjonalne grupy. Płacz, śmiech, radość i łzy przeplatały się. Muszę przyznać jako kibic są to całkiem inne emocje. Jest tak samo świetnie dopingować jak i uczestniczyć.
  Kibic biegania jak najbardziej zwłaszcza w tak piękncyh momentach warto być wokół tych których się ceni i szanuje. Wśród grona przyjaciół czy rodziny. Być kibicem to naprawdę być częścią czegoś pięknego.




P.S. Po udaliśmy się do posiadłości Karola i skosztowaliśmy wybornego bigosu. Był smaczny i teraz już wiem że Karol dobrze gotuje. Nic tylko czekam na grilla bo za oknami coraz cieplej :)