czwartek, 15 listopada 2012

To co piękne - pięknie się kończy :)

  Po dłuższej przerwie i przeprowadzce oraz podłączeniu superszybkiego internetu wracam. Dziś kończymy to małe przeniesienie w 2011 rok. Gdzie słońce i szum fal oceanu porywają wszystkich do biegania. Taki był mój cel z przyjaciółmi. Wyruszyliśmy się zrelaksować, a ja przy okazji pokonać to co udało się osiągnąć we Wrocławiu.
Logo Lanzarote

  Za cel podróży w grudniu wybraliśmy sobie jedną z Wysp Kanaryjskich Lanzarote.  Post apokaliptyczny krajobraz po erupcjach wulkanów, niewielka flora i fauna oraz otaczający wyspę ocean w temperaturze pokojowej około 21 stopni Celsjusza był strzałem w dziesiątkę  Maraton ten nie był biegiem masowym i startowało w nim ok 200 zawodników i zawodniczek. Dodatkowo odbywała się dziesiątka i półmaraton. Wybraliśmy się w czworo a ja i Karol zmierzyliśmy się z różnymi dystansami. Karol pokonał 10 km w świetnym czasie na pełnym luzie. Ja natomiast walczyłem z dystansem maratońskim. 
Start Maratonu

  Trasa przebiegała wzdłuż wybrzeża i były to dokładnie cztery okrążenia. Na trasie można było otrzymać owoce i napoje które dodawały sił. Kibiców nie było zbyt wielu i nie był to zbytnio turystyczny okres roku. Pierwsze okrążenie było samą przyjemnością. Drugie nawet jeszcze lepsze. Trzecie zaczynało się pod górkę, żołądek zaczął wariować. Końcówka tego okrążenia to makabra. czwarte finalne to chyba największa moja walka z samym sobą od połowy jego długości podłączył się Karol, który systematycznie już do końcowej linii mety nie pozwalał mi zwolnić ani się poddać. Chwała mu za to. Czas bez rewelacji.
Na trasie z Karolem

  Na finiszu wpadłem w ramiona uśmiechniętej Magdy, prawie jak z Koła Fortuny a Damian pstrykał nam fotki. Muszę powiedzieć że samemu bym nie podołał. Wielkie dzięki ludziska jeśli nie podziękowałem należycie. To było piękne plus końcowe łzy radości jak zwykle. Po oczywiście szklaneczka San Miguel i człowiek powiedzmy stanął z powrotem na nogi. 
Pomoc Karola

  Zwieńczenie tego pięknego 2011 roku było wszystkim na co ciężko pracowałem, często z różnym skutkiem. Wiem jedno nie warto się poddawać i należy realizować wszystkie swoje marzenia i cele. Te przerosły mnie samego ale ja się nigdy nie poddaje. Będę walczył zawsze do końca mimo bólu i przeciwności losu. Czasami jest gorzej czasami lepiej ale takie momenty jak na Lanzarote niosą każdego ku swoim marzeniom. 


  Czas wysiąść z maszyny czasu i przestrzeni i wrócić do teraźniejszości. To już tylko dwa tygodnie i wysyłam wszystkim którzy przyślą adresy kartki pocztowe z Singapuru i Malezji. Ten maraton to będzie jak sen i objawienie. Każdy kciuk, każde dobre słowo wiem że jestem w stanie obrócić w jeden więcej krok przybliżający mnie do mety. Bądźcie ze mną:)
To był Grudzień


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz