niedziela, 30 grudnia 2012

Azjatycki sen.

  Zbliżał się coraz bardziej termin wyjazdu 25 listopad. Zacząłem się pakować i uzupełniać braki sprzętowe. Nie było dobrze kolano ciągle bolało i nie mogłem wrócić do normalnych treningów. Potrzebowałem długich odpoczynków by móc wrócić na właściwy tor by ponownie długo odpoczywać. Nie wróżyło to niczego dobrego. Moim celem stało się ukończenie maratonu za wszelką cenę.


Frankfurt nocą
Airbus A380






 

 
  Spakowany i gotowy wyruszyłem w podróż na lotnisko Heathrow. Tam spotkałem się z towarzyszem mojej wyprawy Karolem. Pełni optymizmu i ciekawości ruszyliśmy do samolotu. Pierwszy etap podróży był Frankfurt gdzie przesiadaliśmy się na samolot do Singapuru celu naszej wyprawy. Niestety już pierwszy dzień okazał się nerwowy. W samolocie zmarła pasażerka. Samolot do Singapuru odleciał bez nas a my straciliśmy dzień pobytu. Mieliśmy w praktyce okazję sprawdzić jak działają wielkie linie lotnicze w tej sytuacji i mile zaskoczeni zostaliśmy skierowani do hotelu Sheraton gdzie spędziliśmy noc i zjedliśmy na koszt naszego przewoźnika. Od razu z rana zostaliśmy przeniesieni na lot do Singapuru liniami Singapore Airlines. W skrócie rewelacja. Obsługa, serwis, atrakcje i cały lot choć trwał 12 godzin minął mega szybko.

Jedzonko w samolocie

Lotnisko w Singapurze


Po wylądowaniu największym pasażerskim samolotem świata, stanęliśmy w drzwiach gdzie uderzył nas podmuch gorącego powietrza. 30 stopni na koniec listopada i człowiek czuje się od razu lepiej. Skierowaliśmy się wprost na stację mijając najlepszy Terminal na świecie (basen ogólnodostępny na dachu:)) do sprawdzenia paszportów. Podróż z lotniska do hostelu trwała ułamek sekundy, tam po niewielkich kłopotach paszportowych zostawiliśmy ciuchy, wzięliśmy prysznice, przekąsiliśmy kilka snacków i uderzyliśmy na pierwsze zwiedzanie. Wszystko co widzieliśmy powodowało u nas coraz większe ciśnienie. Państwo miasto jakim jest Singapur robi wrażenie zarówno poziomem życia ale rownież połączeniem nowoczesności z tradycją. Pod koniec dnia zaczynałem przysypiać, nie było tak łatwo przystosować się do zmiany czasu. Karol uwieczniał te zabawne momenty na kamerze wideo. Wiedziałem już że będzie ciężko biegać temperatura nie odpuszczała wilgotność była bardzo wysoka.

Merilion

Widok z Marina Sands Bay Hotel

  Następnego dnia przemiesciliśmy się do Malezji. Kraj ten był zdecydowanie bardziej uboższy. Było zato jeszcze bardziej gorąco. Naprawdę tam dżungla walczyła z betonem na każdym kroku. Po zwiedzeniu największych atrakcji udaliśmy się z powrotem zrelaksować w hostelu. Karol nawiązywał coraz większe znajomości ja zaczynałem się coraz bardziej koncentrować na biegu. 
  Smakowaliśmy każdego dnia tysiąc potraw i tysiąc różnych przeróżnych napojów. Wiem nie było to dobre przed biegiem ale w procesie aklimatyzacji nie mogłem się powstrzymać. Trzeciego dnia urządziłem sobie poranny jogging. Było bardzo przyjemnie z niewiadomych przyczyn nie zadziałał mi GPS w telefonie. Po śniadaniu w hostelu ruszyliśmy na wyspę Sentosa gdzie znajdują się przeróżne parki tematyczne oraz plaże. Karol zakochał się w surfingu na sztucznych falach ja podziwiałem Universal Studios. Karol dał się namówić i pokonał największy na świecie podwójny rollercoaster szacunek dla niego za odwagę ponieważ krzyki dochodzące podczas jazdy były ogromne. Następnego dnia troszkę odpoczywaliśmy a w sobotę kończyliśmy zwiedzanie najciekawszych miejscówek w Singapurze.


Przykładowe jedzenie
  Po powrocie spakowałem się i przygotowałem do biegu. Nie zostało wiele czasu na sen. Pobudka była o 3 w nocy a sam bieg zaczynał się o 5 rano. Po zaledwie 5 godzinach snu wstałem. Zacząłem od rozciągania a powietrze ani na chwile w nocy nie było chłodniejsze. Po zabraniu numeru startowego udaliśmy się na metro które ze względu na maraton kursowało w nocy. Wysiedliśmy na jednej z głównych ulic Singapuru. było przepięknie dzięki dekoracjom świątecznym. Początkowo wydawało mi się że jest strasznie dużo osób i spiker potwierdził te obawy. W samym maratonie startowało 30 tysięcy ludzi. Pośród nich była cała masa Europejczyków. Po przejściu bramek i ochrony ustawiłem się w środku stawki. Było 15 minut do biegu. Rozgrzewka krótka wymiana informacji z pozostałymi biegającymi i rozpoczęło się odliczanie. Ruszyliśmy by zdobyć Singapur.

  Ze względu na liczbę uczestników było bardzo ciężko się przebić i tak do około 12 km można powiedzieć ze był mega ścisk. Maraton rozpoczął się od samego centrum by później ruszyć nadbrzeżem w stronę lotniska. W drodze powrotnej na połówce wstało słońce i zaczęło grzać w plecy. Biegliśmy zarówno przez Singapur w centrum po obrzeża miasta. Praktycznie zwiedziliśmy wszystkie ciekawe punkty. Do około 36 km trzymałem swoje tempo i wszystko wskazywało na czas w granicach 3:30 ale kilometr później prawe kolano zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Po skorzystaniu z szybkiej pomocy medycznej ruszyłem dalej. Tracąc czas i przybliżając się w ślimaczym tempie do mety. Niezawodny Karol czekał na mnie na 38 i 40 km. Dopingował, fotografował i dawał mi mocnego kopa do samego końca. Na 40 km na telebimie wyświetlił się mega zdjęcie z napisem Maciek do boju:) Popłynęła łezka zebrałem się w sobie jeszcze bardziej i przyspieszyłem. Ludzie na końcowce bardzo tłumnie zgromadzeni dopingowali coraz mocniej. Na mostach połączyli się wszyscy biegacze i przekroczyliśmy próg 53 tysięcy biegnącyh osób. Atmosfera była świetna. Zbliżylem się do mety w tym fantastycznym tłumie, obok mnie przebiegł Batman i wiedziałem że czas jest powyżej 4 godzin. Udało się w końcowym rozrachunku czas wyniósł 4:28:48 sekund a miejsca nie znam do dzisiaj zakładam ze gdzieś pomiędzy 20 a 25 tysięcznym miejscem, daleko od podium:) 
  Na koniec mila niespodzianka wywiad dla TV, zacząłem gwiazdorzyć ale nikt nie podał mi nic słodkiego:)
Singapur zaliczony, największy, najsmaczniejszy, najatrakcyjniejszy maraton w moim bardzo krótkim bieganiu:) Polecam każdemu i z miejsca dziękuję Karolowi i zapraszam wszystkich do dopingowania go w Marcu półmaratonie w Bath:)

Singapur nocą

  Do końca roku pozostaje błogie lenistwo a od 1 stycznia ruszamy w nowy 2013 rok po nowe wyzwania i nowe rekordy. Oby kolejny rok był jeszcze bogatszy i lepszy od poprzedniego. Do zobaczenia na trasie:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz